This year we went on a so called “beach holiday”! Yes, a proper beach holiday in Spain with plenty of sand and salty water which comes at you in big waves and whacks you on the face with great force. What an experience that is! Even though going on summer vacation for over 20 years, this has never been done before in this family. For some reason it was not on our radar. However, as some would say, there is a first time for everything. The thing is, you need to choose the right moment for the first time to be good, and this summer was exactly the right time for our first beach holiday, and it was indeed very good.
In retrospect, the things you can do to enhance the experience of your beach holiday include: meet great friends and family on the way to your seaside destination; visit a holy place (such as Lourdes in France) and pray. When you finally arrive at the beach, consider going for a 5k run, or a hill walk (if you can find one in the vicinity of the beach, and if it is not too challenging for your flip-flops); or go racing in go-carts; certainly take millions of photos and send them to all your friends to prove you made it to the beach; read a funny book in Spanish, Las vacaciones del pequeño Nicolás highly recommended; when you get hungry have a burguesa, a pizza, or a churro dipped in hot chocolate; visit a city with great architecture (e.g., Bilbao) where you can also have a McDonald’s… and more churros; in case it is raining, or if it’s not, which is more likely, have a nice bottle of Spanish (or better still French) wine for a fraction of the cost of the cheapest bottle in Scotland!
Finally, you can simply go to the beach (as it is a “beach holiday” after all) to get hammered by the waves, dig a hole in the sand, walk along the coast, run along the coast up and down a few times to keep “the ball rolling”, or just lie flat hoping you will not get fried by the sun, in which case, you will certainly regret you did not take ALL your factor 50 sun cream bottles from Scotland, and grudgingly buy the sun-burn soothing cream at much higher price than wine.
We did all these things… and many more, and thus had a truly amazing time! The “beach holiday” was certainly worth waiting for. 😉

W tym roku pojechaliśmy na tak zwane „wakacje na plaży”! Tak, prawdziwe wakacje na plaży w Hiszpanii, z mnóstwem piasku i słoną wodą, która nadchodzi wielkimi falami i z impetem wali prosto w twarz. Co za przeżycie! Choć od ponad 20 lat jeździmy na letnie wakacje, czegoś takiego w jeszcze nie było przeżyliśmy. Z jakiegoś powodu nigdy nam to nie przyszło do głowy…. jednak, jak to mówią, „zawsze musi być ten pierwszy raz”. A klucz tkwi w tym, żeby wybrać odpowiedni moment, by ten pierwszy raz był udany – i tego lata moment był idealny. Nasze pierwsze wakacje na plaży były naprawdę świetne.
Patrząc z perspektywy, rzeczy, które mogą wzbogacić doświadczenie wakacji na plaży, to na przykład: spotkanie wspaniałych przyjaciół i rodziny po drodze do nadmorskiego celu; odwiedzenie świętego miejsca (np. Lourdes we Francji) i modlitwa. Gdy już w końcu dotrzesz na plażę, możesz rozważyć przebiegnięcie 5 km albo spacer po wzgórzach (o ile znajdziesz jakieś w pobliżu plaży, które nie będzie zbyt wymagające dla twoich plażowych klapek); możesz też pościgać się na gokartach; koniecznie zrób tysiąc zdjęć i wyślij je wszystkim znajomym, żeby udowodnić, że naprawdę dotarłeś na plażę; przeczytaj zabawną książkę po hiszpańsku – gorąco polecam Las vacaciones del pequeño Nicolás; gdy zgłodniejesz, zjedz burguesę, pizzę albo churro maczane w gorącej czekoladzie; odwiedź miasto z piękną architekturą (np. Bilbao), gdzie możesz też wpaść do McDonald’s… a później na kolejne churros; jeśli pada, albo jeśli nie pada (co jest bardziej prawdopodobne), wypij butelkę dobrego hiszpańskiego (albo jeszcze lepiej francuskiego) wina, która nabędziesz za cenę soku winogronowego w Szkocji!
Na koniec możesz po prostu pójść na plażę (w końcu to „wakacje na plaży”), żeby dać się podtopić falom, wykopać dziurę w piasku, pospacerować wzdłuż wybrzeża, przebiec się tam i z powrotem kilka razy, żeby „utrzymać piłkę w grze”, albo po prostu leżeć plackiem, licząc na to, że słońce cię nie usmaży. W przeciwnym razie na pewno pożałujesz, że nie zabrałeś WSZYSTKICH butelek kremu z filtrem 50 ze Szkocji i z niechęcią kupisz środek łagodzący oparzenia słoneczne w cenie znacznie wyższej niż wino.
Doświadczyliśmy tego wszystkiego… i jeszcze więcej – i dlatego bawiliśmy się naprawdę wspaniale! Na „wakacje na plaży” zdecydowanie warto było poczekać. 😉