Żegnaj ukochana Mamusiu i Babciu / Goodbye beloved Mum and Granny

Maria Bożenna Lorenc, nasza Mamusia i Babcia, urodziła się 8 września 1932 roku w Zgierzu w rodzinie Stefanii i Benona Lorenców. Imię Maria przyniosła sobie sama przychodząc na świat w dniu Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.

Lata dzieciństwa przebiegały jej szczęśliwie, w domu rodzinnym i wśród przyjaciół, chociaż szczęście to, podobnie jak dla większości Polaków w tamtych czasach, przez szereg lat przyciemnione było widmem wojny i powojennego spustoszenia.

Jednak pomimo wielu przeciwności, przerwy w nauce szkolnej i innych ograniczeń, szczęśliwie ukończyła Liceum Ogólnokształcące w Zgierzu, i planowała pójść na studia wyższe. Interesowała ją przyroda więc po maturze pragnęła studiować biologię. Los jednak chciał inaczej, zamiast biologiem, chcąc czy nie chcąc, została inżynierem elektrykiem. Nie tylko nie załamała się z powodu tego chwilowego niepowodzenia i diametralnej zmiany kierunku studiów, ale szybko odkryła w sobie prawdziwą inżynierską smykałkę, a na dłuższą metę, satysfakcjonującą karierę zawodową, pozostając aktywną w zawodzie wiele lat po odejściu na emeryturę. Przy tej okazji warto tu wspomnieć wieloletnie aktywne członkostwo w Stowarzyszeniu Elektryków Polskich. Co więcej, niespodziewana kariera inżyniera elektryka przyniosła ze sobą również szczęście w życiu prywatnym. To właśnie na wydziale elektrycznym Politechniki Łódzkiej poznała Stasia, wspaniałego przyjaciela, kajakarza, narciarza, a co najważniejsze, przyszłego męża i towarzysza na dobre i na złe. Nikt się chyba nie spodziewał, że ten inżynierski związek wyda niezmiernie obfity „inżynierski” owoc w postaci dwóch synów inżynierów elektryków, Adama i Piotra, oraz pokaźniej gromadki wnuków: Alicji, Jakuba, Michała, Stefana, Patryka, Benona, Daniela i Józefa. Warto nadmienić, że jak do tej pory również żadnemu z wnuków nie udało się uniknąć zainfekowania „inżynierskim bakcylem”. Najstarsza czwórka studiuje obecnie na inżynierskich wydziałach.

Dla Mamusi najważniejsza w życiu była jednak zawsze rodzina. Była tętniącym sercem ogniska rodzinnego, jak też główną siłą napędową życia towarzyskiego. Uwielbiała przyjęcia, spotkania i wszelkiego rodzaju imprezy towarzyskie. Na jej coroczne wrześniowe przyjęcia imieninowe licznie ściągała rodzina i przyjaciele. Pomimo niewielkiego metrażu, nie brakowało nigdy dla nikogo miejsca przy stole, czy też przy biurku, które można było zawsze dostawić, całość przykryć obrusem i stół biesiadny był gotowy.

Kultywowała pamięć o historii rodziny i swojego pochodzenia, zajmowało ją odtwarzanie drzewa genealogicznego, i w wielu miejscach Łodzi i Pabianic znajdowała ślady swoich przodków o czym z dumą opowiadała.

Mamusię pasjonowała fotografia i turystyka. W szczególności uwielbiała podróże w różne zakątki świata z grupą bliskich przyjaciół. Wszystkie podróże były skrupulatnie udokumentowane zdjęciami i szczegółowymi notatkami z odwiedzanych miejsc.
Pasja fotograficzna przelewała się również na stronice rodzinnych albumów, zaaranżowanych chronologicznie, z krótkimi opisami głównych wydarzeń, a także zwykłej szarej codzienności. To piękna pamiątka i trwały zapis szczęśliwego życia rodzinnego, pozostawionego przyszłym pokoleniom, a to wszystko bez pomocy fotografii cyfrowej i Facebooka.

Mamusia miała głęboką wiarę, wiarę, którą praktykowała na co dzień, która formowała jej charakter i wewnętrzne życie duchowe. Tak długo jak tylko mogła chodzić o własnych siłach, uczestniczyła regularnie we mszy świętej, a także wspierała aktywnie działalność koła misyjnego przy parafii Matki Boskiej Jasnogórskiej. Słowa modlitwy różańcowej, którą odmawiała najpierw ze swoją teściową Antoniną, a w ostatnich latach, łącząc się telefonicznie ze Szkocją, razem z dziećmi i wnukami, były jednymi z ostatnich słów jakie pamiętała i potrafiła płynnie wypowiadać, pomimo postępującej choroby.

Pogrążeni w smutku, żegnamy Cię Mamusiu i Babciu, dziękujemy Ci za Twoje poświęcenie i miłość jaką nas darzyłaś.

Panie Boże, przyjmij ją do siebie i świeć nad jej duszą.

Maria Bożenna Lorenc, our Mum, Grandmother (Babcia in Polish) and friend, was born on the 8th September 1932 in Zgierz to Stefania and Benon Lorenc. She brought the name Maria for herself when she came into the world on the day of the Nativity of the Blessed Virgin Mary.

Her childhood years were happy, in her family home and among friends, although this happiness, like for most Poles at that time, was for many years overshadowed by the spectre of war and post-war devastation.

However, despite many adversities, breaks in school and other limitations, she happily graduated from the General Secondary School in Zgierz and planned to go to university. She was interested in nature, so after graduating from high school she wanted to study biology. However, fate had other plans, instead of a biologist, willingly or unwillingly she became an electrical engineer. Not only did she not break down because of this temporary setback and a drastic change of direction of studies, but she quickly discovered a true engineering talent and, in the long run, a satisfying professional career, remaining active in the profession many years after her retirement. On this occasion, it is worth mentioning her long-standing active membership in the Association of Polish Electrical Engineers. What is more, her unexpected career as an electrical engineer also brought with it happiness in her private life. It was at the Electrical Department of the Lodz University of Technology that she met Staś, a wonderful friend, kayaker, skier, and most importantly, her future husband and companion for better or for worse. Probably no one expected that this engineering union would bear an extremely abundant “engineering” fruit in the form of two sons, electrical engineers, Adam and Piotr, and a large group of grandchildren: Alicja, Jakub, Michał, Stefan, Patryk, Benon, Daniel and Józef. It is worth mentioning that none of the grandchildren have managed to avoid being infected with the “engineering bug” so far. The oldest four are currently studying at engineering faculties.

However, for Babcia, the most important thing in life was always family. She was the beating heart of the family hearth, as well as the main driving force of social life. She loved parties, meetings and all kinds of social events. Her annual September name day parties were attended by numerous family and friends. Despite the small size, there was never a shortage of space for anyone at the table. A small office desk could always be added, the whole thing covered with a long tablecloth, and banquet table was ready.

She cultivated the memory of her family history and origins, she was interested in reconstructing her family tree, and in many places in Łódź and Pabianice she found traces of her ancestors, which she talked about with pride.

Babcia was passionate about photography and tourism. She especially loved travelling to different corners of the world with a group of close friends. All the trips were meticulously documented with photos and detailed notes from the places she visited.

The passion for photography also spilled over into the pages of family albums, arranged chronologically, with short descriptions of the main events, as well as ordinary, grey everyday life. It is a beautiful memento and a lasting record of a happy family life, left to future generations, and all this without the help of digital photography and Facebook.

Babcia had a deep faith, a faith that she practiced every day, which formed her character and inner spiritual life. As long as she was able to walk on her own, she attended mass regularly, and also actively supported the activities of the missionary group at the parish of Our Lady of Jasna Góra. The words of the rosary prayer, which she first recited with her mother-in-law Antonina, and in recent years, connecting by phone with Scotland, together with her children and grandchildren, were some of the last words she remembered and was able to say fluently, despite her progressing illness.

Lord God, accept her to yourself, let Your perpetual light shine upon her soul.

Epic Holidays 2024

The summer 2024 was a truly “epic” adventure, there are no words to describe it… well, maybe there are, but quite hard to find the ones that would give it justice. Perhaps it is enough to say: “Amazing!”

Lato 2024 było prawdziwie „epicką” przygodą, nie ma słów, aby ją opisać… no, może są, ale trudno znaleźć takie, które oddałyby jej sprawiedliwość. Może wystarczy powiedzieć: „Niesamowite!” 🙂

Welcome to 2024!

Not sure what everyone else did but we welcomed new year with our friends, music, bubbly, and a game of Scrabble (again!). That’s right, a game of Scrabble which is, by the way, a perfect replacement for watching pointless TV programmes and close contestant to dancing, some might argue. In fact, we thought it was so good that we did this for the third time in a raw. OK, perhaps not everyone’s cup of tea. Whatever you did, we hope you had a great time and entered 2024 with new enthusiasm and perhaps even a few resolutions…
Happy New Year!

Nie jestem pewien jak spędziliście Sylwestra, ale my powitaliśmy nowy rok z naszymi przyjaciółmi, muzyką, szampanem i grą w Scrabble. A swoją drogą, trzeba powiedzieć, że gra Scrabble jest idealną alternatywą na oglądanie bezsensownych programów telewizyjnych. Niektórzy mogą się nawet pokusić o stwierdzenie, że Scrabble jest bliską rywalką tańca. Nam ta gra tak przypadła do gustu, że już za-Scrabble-owaliśmy trzeciego Sylwestra z rzędu. Tak, różne dziwactwa zdarzają się na tym świecie. W każdym razie, w jakikolwiek sposób spędziliście Sylwestra i Nowy Rok, mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście i wkroczyliście w rok 2024 z nowym entuzjazmem, a może nawet z kilkoma noworocznymi postanowieniami…
Szczęśliwego Nowego Roku!

21 Years later… / Po 21 latach…

What can one expect after 21 years of marriage? For once, you gradually (perhaps also painfully) realise that being the oldest does not necessarily mean being the tallest or the strongest. Unfair as it sounds, it is a fact of life. By the way, despite this realisation we had some really good fun today, i.e. great food in our favourite Inn-on-the-Loch, lots of crazy fun in the park, and as always, managed to snap some good looking photos for posterity. It must be said, it is hard to beat the Dyśko Anniversary experience of this kind, we all love it and we keep coming back for more… even though there have been some rumours about other possibilities. So, we may go crazy one of these years and do something different. Who knows? Stay tuned as you may be surprised!

Czego się można spodziewać po 21 latach małżeństwa? Na przykład, stopniowo zdajesz sobie sprawę, że bycie najstarszym niekoniecznie oznacza bycie najwyższym, czy najsilniejszym. Choć to brzmi nie fair, cóż można na to poradzić. Swoją drogą, pomimo tego drobnego szczegółu, bawiliśmy się naprawdę nieźle, to znaczy, świetne jedzenie w naszej ulubionej knajpce Inn-on-the-Loch, mnóstwo szalonej zabawy w parku, i jak zawsze, kilka rodzinnych zdjęć dla potomności. Trzeba przyznać, że tego typu “Jubileusz Dyśków” jest nie łatwy do przebicia, wszyscy to uwielbiamy i dlatego wciąż wracamy tu po więcej… chociaż któregoś roku być może zaszalejemy i zrobimy coś innego. Kto wie? Bądźcie więc czujni, bo możecie być zaskoczeni!

21st Anniversary

Scottish Highlands 2023

The “holidays” this year were short, wet, not exceedingly hot or sunny…. but simply amazing! Yes, that’s right. It was amazingly good. We love the Highlands and the Highlanders and we had a time of our lives, even though we failed to see the Loss Ness Monster …again. 🙂

“Wakacje” w tym, roku były krótkie, mokre, nie przesadnie gorące czy słoneczne… jednym słowem, niesamowite! Tak, to prawda. Są tu piękne widoki i wspaniali ludzie, i nie miało znaczenia nawet to, że po raz drugi nie udało nam się zobaczyć potwora z Loch Ness. 🙂

Porcelain Anniversary / Porcelanowa rocznica

Who could predict that our 20th anniversary would be a wet one? Well, it did rain quite a lot, but then, it is Scotland so hardly surprising, and most importantly, nobody cares! This minor detail did not stop us from having a fantastic day out and plenty of family fun. Note that, as the years go by, the parents are strangely “shrinking”… or is it just an illusion? You can judge for yourself how tall we were mere 5 years ago, by looking HERE.

Kto mógł przewidzieć, że nasza porcelanowa rocznica będzie jednocześnie mokrą rocznicą? Cóż, padało dosyć obficie, ale to przecież Szkocja, więc trudno się temu dziwić. Na szczęście, nikogo to nie obchodziło. Ten drobny szczegół nie przeszkodził nam w spędzeniu fantastycznego dnia i mnóstwa rodzinnej zabawy. Zauważcie jak z biegiem lat rodzice stopniowo się “kurczą”… czy to tylko złudzenie? Sami możecie ocenić, jak wysocy byliśmy zaledwie 5 lat temu, zaglądając TUTAJ.

Holiday Climbing / Wakacyjna wspinaczka – 2022

Someone might say it is boring to spend holidays on hill walks for the third year in a raw. Yet, nothing can be further from the truth. I would say, it is wonderful, healthy and beautiful, definitely NOT boring, especially when you invite someone with a guitar who is willing to carry it all the way to the top, and sing Polish scout songs at the top of his voice. That was unbelievably refreshing and melancholic at the same time. We need more hill walks not less:)

Ktoś mógłby powiedzieć, że trzecie z kolei wakacje spędzone na górskich wędrówkach mogą być nudne. Jednakże, nic nie może być dalsze od prawdy. Powiedziałbym, że górska wędrówka jest cudowna, zdrowa i piękna, zdecydowanie NIE nudna, zwłaszcza, gdy się zaprosi gościa z gitarą, który jest skłonny zanieść ją na sam szczyt i śpiewać harcerskie piosenki na cały głos. To było niesamowicie orzeźwiające, a jednocześnie melancholijne przeżycie. Potrzebujemy więcej wędrówki po górach, a nie mniej:)

Ben A’an
Ben Lomond