This is something we have not done as a family for a very loooong time, a proper mountain climbing expedition. Perhaps because we felt there wasn’t enough of us to venture on such an adventure. Of course “mountain expedition” needs to be understood figuratively here because the mountain (or rather a hill) we attempted was only about 1500ft acl but for our small mountaineers it certainly as was an achievement of their lives. Well, for us too, mainly in terms of logistics, especially in situations when one of the boys was on my back, another in Mary’s baby carrier and the remaining two opted for opposite directions. When I think about it, a sheep dog would have been an ideal companion. Anyway, you can see a few snapshots from this trip when you click on the image below. I say ‘snapshots’ because proper landscape photography with a tripod, filters, spirit level and waiting for optimal lighting conditions was rather out of question. Well, maybe next time, once we get that black-and-white collie to help us with the boys 🙂
Tego nie było w naszej rodzinie już od baaaardzo długiego czasu. Mowa tu o wspinaczce wysokogórskiej. Oczywiście słowo „wysokogórska” w tym przypadku jest jedynie swego rodzaju przenośnią, gdyż atakowany przez nasz szczyt (a może raczej pagórek) miał niewiele ponad 500 metrów n.p.m., jednakże dla naszych małych himalaistów było to życiowe osiągnięcie. Prawdę powiedziawszy dla nas też, głównie z punktu widzenia logistyki. Były chwile zwątpienia, gdy jeden członek ekipy siedział na mojej głowie, drugi w nosidełku u Mary, a dwaj pozostali posuwali w przeciwnych kierunkach, nie wiele bacząc na słowne napomnienia, które i tak szybko traciły swoją skuteczność wraz z powiększającym się dystansem. Kiedy sobie o tym teraz myślę, to pies pasterski byłby idealnym towarzyszem takiej wyprawy. Aby zobaczyć kilka migawek z tej górskiej przygody, kliknij na poniższe zdjęcie. Są to jedynie migawki, gdyż o właściwej fotografii krajobrazowej u życiem statywu, filtrów, poziomicy i wyczekiwaniem na idealne oświetlenie, raczej nie mogło być mowy. Hmm… może następnym razem, jak zorganizujemy sobie biało-czarnego collie do pomocy przy dzieciach :).