In the past week we had a visit from the Polish grandparents of our boys. It was almost like going to Poland only much easier since we didn’t need to travel. No more cereal for breakfast or tea with milk, just bread with ham, cheese, jam and honey and tea without milk. It was a refreshing break from our regular routine. Kuba, Stefan and Patryk loved it too, including a suitcase full of presents and all the spoiling they received during the visit, especially from grandpa. Stefan, who normally uses his words sparingly, was shouting at the top of his voice from early morning : “Diadek!!!, Diadek!!!” (Grandpa in Polish). Kuba on the other hand was trying to impress everyone NOT with his natural eloquence but rather with his surreal and repetitive ‘comical’ performances such as: “Chipsy!!! (Crisps in Polish) followed by a silly face and loud outbursts of contagious laughter. I have to say, the most gracious and well behaved was Patryk who gave nice warm smiles to grandma and granddad and never shouted without a reason. We hope his friendly and gentle nature will not change much when he grows older.
We also managed to organise a few trips to see interesting places in Scotland, taste some real Scottish food (fish&chips in this case) and experience some real Scottish weather, although, fortunately not too much of it. The only disappointment was an attempted meal at the Polish Club where after waiting for an hour in a seemingly open restaurant we were told that the kitchen staff was partially unwell and partially on holidays and no food would be served. Well, instead of indulging ourselves in barszcz czerwony and bigos we opted humbly for the speed-of-light production from the local “Wok World” take-away. We should have known that in a Polish Club we would find not only original Polish food on the menu but also quite authentic Polish customer service 🙂
To see the main events of the visit click HERE.
W ciągu ostatniego tygodnia gościli u nas z wizyta polscy dziadkowie naszych chłopców. Było to prawie jak podróż do Polski z tą jedyna różnicą, że nie musieliśmy nigdzie się przemieszczać. Koniec z płatkami i herbatą z mlekiem na śniadanie, jedynie chlebek z szynką, serem, dżemem i miodem oraz oczywiście herbatka bez mleka. Było to bardzo korzystne urozmaicenie naszego dziennego harmonogramu. Kuba, Stefan i Patryk też mieli wielka frajdę. Dostali walizkę pełną prezentów oraz byli rozpuszczani przez cały tydzień, szczególnie przez dziadka. Małomówny do tej pory Stefan już od samego rana wołał na cały głos: „Diadek!!!, Diadek!!!”. Kuba natomiast zamiast świecić wrodzoną dwujęzyczną elokwencją próbował do znudzenia swoje ‘komiczne’ wybryki typu: „Chipsy!!!” po czym niezbyt mądra mina oraz salwa śmiechu, trzeba przyznać dość zaraźliwego. Najgrzeczniejszy z całego towarzystwa było zdecydowanie Patryk. Zawsze bardzo ciepło się uśmiechał do babci i dziadka i nigdy bez powodu nie robił awantur. Miejmy nadzieję, że usposobienie mu się nie zmieni jak podrośnie.
Udało nam się również zorganizować kilka wycieczek, aby zobaczyć ciekawe miejsca, zasmakować prawdziwej szkockiej kuchni (w tym przypadku ryby z frytkami) i doświadczyć prawdziwej szkockiej pogody, na szczęście w umiarkowanych ilościach. Jedynym chyba negatywnym akcentem była próba posiłku w Klubie Polskim. Po godzinie oczekiwania w otwartej wydawałoby się restauracji, zostaliśmy poinformowani, że obsługa kuchni jest częściowo na urlopie, a częściowo ‘na chorobie’ więc obiadu nie będzie. Zatem tego wieczoru zamiast delektować się barszczykiem czerwonym, kotletem schabowym i bigosem, pocieszyliśmy się błyskawiczną produkcją na wynos z lokalu “Wok World” (ang. Świat Chińskiej Patelni). Powinniśmy byli wiedzieć, że w polskim klubie nie tylko dania są autentycznie polskie, ale także obsługa klienta 🙂
Główne wydarzenia tego tygodnia możecie obejrzeć sami klikając TUTAJ.