Spring at last / W końcu wiosna

I am aware that our Christmas message stayed on top of the news much longer than I would have liked to but we had such a looooong winter this year that many things got delayed. Always dark and wet and windy, nothing really too exciting to report. You could argue that for a good photographer or an imaginative writer bad weather does not exist, but I must admit, for me it definitely does. Fortunately, we have recently experienced a few nice spells of sunny weather which encouraged us to be more adventurous and take our mud loving boys into the wilderness of local country parks and botanical gardens where they could use their energy to good effect, i.e. mainly to put the washing machine to the test. Anyway, here is a small photo collection featuring our family in recent spring outings. Just click on the image below.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nasze bożonarodzeniowe życzenia zbyt długo znajdowały się na szczycie aktualności rodzinnych. Po prostu mieliśmy w tym roku baaaaaardzo dłuuuuuuuugą zimę i sprawy się nieco opóźniły. Cały czas zimno, mokro i ciemno, że w zasadzie nie było o czym pisać, ani co fotografować. Co prawa dla zdolnego fotoamatora, czy natchnionego pisarza pojęcie złej pogody nie powinno istnieć, ale dla mnie jest ono niestety dość realne. Na szczęście ostatnio powiało w końcu trochę wiosną, co zachęciło nas do poszukiwania przygody w lokalnych parkach i ogrodach botanicznych. Nasi milusińscy mogli tym sposobem spożytkować część swojej (wydawałoby się niespożytej) energii, nacieszyć się widokiem budzącej się do życia natury, a jednocześnie przetestować pralkę, gdyż błotka jest ciągle pod dostatkiem w tym kraju. Zapraszam zatem do oglądania krótkiego wiosennego fotoreportażu z ostatnich kilku tygodni. Wystarczy kliknąć na poniższe zdjęcie.

Wiosna 2009 / Spring 2009

Christmas 2008 / Boże Narodzenie 2008

The Lamb

Little Lamb, who made thee?
Dost thou know who made thee?
Gave thee life, & bid thee feed
By the stream & o’er the mead;
Gave thee clothing of delight;
Softest clothing, woolly, bright;
Gave thee such a tender voice,
Making all the vales rejoice?
Little Lamb, who made thee?
Dost thou know who made thee?

Little Lamb, I’ll tell thee,
Little Lamb, I’ll tell thee:
He is called by thy name,
For he calls himself a Lamb.
He is meek, and he is mild;
He became a little child.
I a child, and thou a lamb,
We are called by his name.
Little Lamb, God bless thee!
Little Lamb, God bless thee!

William Blake (1757-1827)

To all the visitors of this website Merry Christmas from our whole family.

Wszystkim odwiedzającym naszą stonę życzymy radosnych Świąt Bożego Narodzenia.

Pierwszy dzień szkoły / First day at school

Dzisiaj Jakub Karol oficjalnie rozpoczął naukę w szkole. Ponieważ jest to znaczący dzień w życiu młodego człowieka, postanowiłem w drodze wyjątku spóźnić się nieco do pracy i z całą resztą rodziny odprowadzić syna do szkolnej ławy. Trzeba przyznać, że pierwszoklasista spisał się na medal. Ochoczo ubrał się w swój nowy, lśniący mundurek i pomaszerował dziarsko w asyście całej rodziny by stawić czoła nowemu wyzwaniu. Gdy nadszedł moment opuszczenia budynku szkolnego, pozostawiony na pastwę bezwzględnego grona pedagogicznego, nasz bohater nie uronił nawet łezki.
Stefanowi tak zaimponowały krawat i nowa marynarka brata, że gorąco zapragnął pozostać z Kubą. Z wielkim więc żalem opuszczał szkolne mury ze świadomością, że będzie jeszcze musiał czekać 2 lata na swoją szansę. Życie czasem wydaje się tak niesprawiedliwe…

Today Jakub Karol officially started his school education. Because it is a rather important day in the life of a young man I decided to go to work a bit later and went with everybody to see Kuba off on his first day. It has to be said, our P1 boy was really brave. He eagerly put his all new and shining uniform on and resolutely marched towards his challenge escorted by the whole family. When we were leaving him in the classroom at the mercy of all the scary teachers, our hero did not even shed a single tear.
Stefan was so impressed by Kuba’s new tie and blazer that he desperately wanted to stay too. With great sadness he had to leave the building knowing that he would have to wait for his chance another 2 years. Life seems sometimes so unjust…

Summer 2008 / Lato 2008

Anyone who visits this site with some regularity will notice that our holiday destination in the past few years has been fairly constant. No surprise then that you will see yet another batch of photos from Łódź and its surroundings. Since the zloty has become much stronger on the monetary market the prices in Poland are no longer attractive for the decadent Westerners like ourselves, nor are the overcrowded holiday resorts and bumpy roads. The chief remaining reason for us to visit Poland is to meet our family and friends, and experience the unique character of the people, the unmatched hospitality and the frank directness which seem an integral part of the ‘Slavonic soul’ and is still largely unaffected by the impersonal culture of political correctness.
On a less philosophical note, there are also many interesting developments to be admired in our ‘beloved grey’ (as Mary calls my home town Łódź). Certainly worth a visit or two is the new shopping, art and recreational centre Manufaktura built a few years ago within the architectural environment of an old XIX century textile factory. There is also a huge aqua park called Fala (Eng. ‘wave’) which actually does have waves and is one of the biggest projects of this type in Poland. There are also existing attractions such as Piotrkowska Street, the local ZOO and many more. All of this together with a number of exciting trips to the neighbouring countryside kept us busy and entertained for almost four weeks. The weather was also pleasing with occasional thunderstorms which ‘electrified’ our spirits every now and then. On one occasion when we were driving home with three boys in the back of the car we even felt a bit too much of this ‘electric thrill’ as we saw how the roads started suddenly disappearing under the water surface and some cars were getting stalled. Fortunately, we managed to avoid full immersion.
As always, I have assembled a set of holiday photos and uploaded them into our Google album. Click on the image below and enjoy the ride.

Każdy kto od czasu do czasu odwiedza ten blog z pewnością zauważy, że nasze miejsce letniego wypoczynku od kilku ładnych lat jest ustalone. Zatem kolejny zestaw zdjęć z Łodzi i okolic nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem. Ze względu na silną pozycję złotego na rynku walutowym ceny w Polsce przestały być atrakcyjne dla dekadentów z zachodu takich jak my. Zatem głównym powodem spędzania czasu w Polsce jest dla nas życie rodzinne i spotykania z przyjaciółmi, słowem, doświadczanie przysłowiowej polskiej gościnności oraz bezpośredniości w kontaktach międzyludzkich, które wydają się integralną częścią duszy słowiańskiej i ciągle opierają się wpływom zachodniej kultury bezosobowej poprawności politycznej.
Poza tym w naszej ‘kochanej szarej’ (jak to Mary zwykle nazywa moje miasto rodzinne) jest naprawdę sporo nowych (czy też odnowionych) miejsc, które warto odwiedzić, jak chociażby centrum handlowo-kulturalno-rozrywkowe Manufaktura, czy też nowoczesne kąpielisko Fala, nie wspominając już o niepowtarzalnej ulicy Piotrkowskiej, ogrodzie zoologicznym i wielu innych pomniejszych atrakcjach. Wszystko to połączone z częstymi wycieczkami za miasto spowodowało, że cztery tygodnie upłynęły nam dużo szybciej niż byśmy tego chcieli. Poza sporadycznymi burzami i kilkoma oberwaniami chmur, które dostarczały nam (a szczególnie chłopakom) dodatkowego dreszczyku emocji, pogoda również była bardzo przyjemna. Jednego wieczoru, kiedy jechaliśmy do domu samochodem z trzema rozbawionymi malcami na tylnym siedzeniu, tego dreszczyku emocji było o ciut za dużo gdyż drogi w zastraszającym tempie zaczęły niknąć pod powierzchnią wody, a co po niektóre samochody stawać przy radze z zalanym silnikiem. Na szczęście jakoś udało nam się uniknąć pełnego zanurzenia.
Jak zwykle, przygotowałem mały wakacyjny fotoreportaż i umieściłem go w naszym google’owym albumie. Wystarczy kliknąć na poniższe zdjęcie. Przyjemnego oglądania!

Artystyczne powołanie / Artistic vocation

Kuba has recently found a new passion – drawing! Following a short visit to school where he learned how to draw frogs there is no end to his artistic inspiration. After years of only using pens to fill his tipper trucks this new interest is a real surprise and particular joy to Mary who has been hitherto concerned about Kuba’s lack of affiliation to the Flynn family traditional hobby.
If you want to see Kuba’s artistic progress please visit his personal Art Exhibition. We hope this phase lasts longer than Thomas the Tank.

Kuba ostatnio odnalazł nową pasję – rysowanie. Po krótkiej wizycie w szkole gdzie nauczył się szkicować żaby, jego artystycznej weny twórczej nie ma końca. Po latach używania kredek i ołówków jako materiał budowlany tudzież broń zaczepna, jego nowe zainteresowanie było dla nas niemałym zaskoczeniem. Mary przyjęła to ze szczególną radością, gdyż wcześniej była trochę zaniepokojona brakiem zainteresowań artystycznych u Kuby, a przecież twórczość plastyczna to tradycyjne hobby rodziny Flynn’ów.
Jeżeli chcecie zobaczyć postępy Kuby w tej dziedzinie, zawitajcie proszę do jego osobistej Wystawy Plastycznej. Mamy nadzieję, że to nowe zainteresowanie potrwa dłużej niż zauroczenie Tomasem lokomotywą czy Bobem Budowniczym.

Visit Jakub's Art Gallery / Wystawa Sztuki Jakuba

Patryk’s First Birthday / Pierwsze urodziny Patryka

Patryk has just had his first Birthday. On the 8th of May we had a small family celebration at home with Granny and two days later a party for all his friends. On the 8th of May was also a name day of Patryk’s grandpa Stanisław so we were remembering him in a special way on this day. Although, we cannot speak to him directly now, we are sure he joyfully celebrated with us in spirit on this double occasion. Patryk wants to tell us all about his big day himself. Just click on the birthday cake.

Patryk skończył właśnie roczek. Ósmego maja mieliśmy w domu małą uroczystość rodzinną z udziałem szkockiej Babci, a dwa dni później, w sobotę, odbyła się impreza urodzinowa dla wszystkich przyjaciół. Ósmego maja były również imieniny dziadka, tak więc wspominaliśmy go tego dnia w szczególny sposób. Chociaż nie możemy z nim teraz rozmawiać bezpośrednio, jesteśmy pewni, że świętował z nami duchem przy tej podwójnej okazji. Nasz mały solenizant sam chce opowiedzieć o swoich urodzinach (po angielsku). Wystarczy kliknąć na tort.

Patryk's birthday story / Urodzinowe opowiadanie Patryka

Odejście dziadka / Grandpa is gone

Po prawie rocznej walce z rakiem krwi odszedł dzisiaj od nas nasz ukochany dziadek. Miał 76 lat, ale gdyby nie białaczka, pewnie żyłby jeszcze długie lata. Przecież jeszcze rok temu jeździł na nartach z kolegami w Alpach i nikt się nie mógł z nim równać w otwieraniu hermetycznie zassanych słoików z dżemem przyrządzonych przez babcię. Miał zawsze nieograniczony czas dla dzieci, a one z kolei go uwielbiały. Czy tylko dlatego, że nie potrafił im niczego odmówić – poczynając od lodów, a kończąc na wycieczkach tramwajowych dookoła Łodzi – a może po postu wiedziały, że potrafił cieszyć się zabawą tak samo jak one?
Zawsze pozostanie w naszych sercach jako najukochańszy Dziadek i Tata.

Today, after almost a year long fight with blood cancer, our beloved grandpa passed away. He was 76 but if it wasn’t for leukaemia, he would have lived long years. After all, only a year ago he was still skiing with friends in the Alps and nobody could compete with him in opening hermetically sealed jars of jam prepared by grandma. He had endless time for children and they in turn adored him. Was it because he never refused them a request – from ice cream to going round and round Łódź on trams – or was it because they knew he enjoyed playing with them as much as they did?
He will always remain in our hearts as our most dearly loved Grandfather and Tata.

Dziadek

Green energy / Zielona energia

Easter Monday saw us off to Fintry to see our old pals John and Justyna (another Polish/Scottish mix). Despite the weather trying to discourage us with snow and freezing wind we made it over the Campsies and were warmed up on arrival with home made soup, pizza and cake (thanks Justyna!). Over a cup of coffee we discussed the windmills we had seen on route. It seemed to us that their presence took away from the tranquillity of the place. Although, we all know that green energy is good and much needed I somehow cannot blame the people who are not so keen on windmills. Well, opinions on this are divided. John for example insisted that the hill was rather boring before and that the wind farm gave it a nice face lift. What do you think?
For more photos of this lovely day click on the image below.

W Poniedziałek Wielkanocny wybraliśmy się z wizytą do starych znajomych Justyny i Johna (również mieszanka polsko-szkocka). Pomimo pogody, która próbowała nas początkowo zniechęcić śniegiem i lodowatym wiatrem, udało się nam pokonać wzgórza Campsie i dotrzeć szczęśliwie na miejsce, gdzie zostaliśmy podjęci obiadkiem domowym składającym się z zupki, pizzy i pysznego ciasta (dzięki Justyna!). Przy kawie przedyskutowaliśmy temat turbin wiatrowych, które widzieliśmy w drodze do Fintry. Wydawało nam się, że ich obecność w pewnym sensie zakłóciła spokój tego malowniczego miejsca. Chociaż wiadomo, że zielona energia jest w dzisiejszych czasach bardzo potrzebna, nie dziwię się ludziom, którzy nie przepadają za widokiem wiatraków. Hmm, tutaj jak się okazuje opinie są podzielone. John na przykład usilnie argumentował, że wzgórze wcześniej miało dosyć nudny charakter, i że turbiny prowadziły do krajobrazu ciekawy element urozmaicający. Co wy o tym myślicie?
Aby zobaczyć więcej migawek z tego pięknego dnia kliknijcie na zdjęcie poniżej.

Windfarm / Farma wiatrowa

Wieczór poezji romantycznej / Night of romantic poetry

Zgodnie ze starą szkocką tradycją, 25-tego stycznia w Szkocji czci się pamięć romantycznego poety i wieszcza narodowego, Roberta Burns‘a. Ponieważ wszyscy uwielbimy poezję postanowiliśmy świętować ten wieczór w prawdziwie szkockim stylu. Na początku przeczytaliśmy na głos fragment poetycznej inwokacji do potrawy wieczoru, którą był naturalnie haggis, po czym zasztyletowaliśmy ‘bestię’ ostrym nożem i zjedliśmy jak należy, z dodatkiem tłuczonych ziemniaków i tutejszej rzepy. Ważnym elementem wieczoru było oczywiście picie whisky. Wpływa ona dobrze na trawienie, a także pomaga w lepszym zrozumieniu poezji wieszcza. Ucztę zakończyliśmy wspaniałą irlandzką kawą, aby przypomnieć sobie również o naszych częściowo irlandzkich korzeniach. Słowem, wieczór był wyśmienity. Poczuliśmy się niczym prawdziwi bohaterowie romantyczni, gdyż wszystkie talerze bez wyjątku ostały się puste.

On the 25th of January, according to the old Scottish tradition, people commemorate the great romantic poet and national hero, Robbie Burns. As we all are very much into poetry we did our best to celebrate in style. We started with a fragment (as no one could read the whole thing) of the poem addressed to a Haggis by Robbie, then we ‘killed’ the beast with a sharp knife and ate it with ‘neeps and tatties’, we drunk some single malt whisky to help digestion and understanding of the poetry and we finished off with some Irish coffee to remind ourselves of our partially Irish roots. It was great and we felt like real romantic heroes as no haggis was left on the plates.